niedziela, 23 lipca 2017

Łódź na spontana.

W czerwcu nie powstał żaden wpis ponieważ głowę miałam zajętą pisaniem pracy magisterskiej. Obrona już za mną 👌 więc mogę zająć się z powrotem moim blogiem. ;-)

Poniższy wpis będzie o (jak sama nazwa wskazuje) mojej spontanicznej wycieczce do Łodzi.

Wszystko zaczęło się we wtorek (18.07.2017), gdy moja koleżanka napisała mi na fb wiadomość...

Po której miałam mocny ból dupy... Przyszła mi do głowy myśl, by wejść na wykop.pl i zobaczyć wpisy pod tagiem #edwardnorton, a nuż ktoś coś o tym pisał... może chce oddać wejściówki albo coś... Niestety ostatni wpis pod tym tagiem był zamieszczony (ku mojemu zdziwieniu) kilka miesięcy temu, rozczarowana straciłam wszelkie nadzieje. Zauważyłam, że tagu tego nikt nie obserwuje, postanowiłam to zmienić i w ten sposób zostałam jedyną osobą go obserwującą (co znaczy, że jeśli ktoś doda post pod tag #edwardnorton, dostanę powiadomienie). To był kluczowy moment mojej przygody!

Wieczorem tego samego dnia wchodząc na wykop zauważyłam powiadomienie, byłam pewna, że to z #hokej, ponieważ dość często dostaję powiadomienia spod tego tagu, ale... się myliłam!!! Weszłam we wpis... czytam... nie mogłam uwierzyć. Jakaś dziewczyna ogłosiła #rozdajo i chciała oddać 3 wejściówki na masterclass z Edwardem Nortonem. Losowanie odbyć się miało na drugi dzień o 23:00 spośród plusujących wpis. Długo się nie zastanawiając zaplusowałam post i naskrobałam komentarz, że jestem jedyną osobą obserwującą tag i dlatego trafiłam na ten wpis.
Był to taki zbieg okoliczności, że nawet uwierzyłam w to, że zostanę wylosowana, bo jak mogłoby być inaczej? Najpierw moja koleżanka mi o tym mówi, później wpadam na pomysł z wykopem i zaczynam obserwować tag #edwardnorton... w ten sam dzień jakaś dziewczyna dodaje wpis i chce oddać wejściówki... no scenariusz pisany dla mnie! Byłam taka podjarana, że aż ciężko mi było zasnąć tej nocy.

Następnego dnia odbyło się losowanie. Koleżanka (ta sama, co jako pierwsza wspomniała mi o spotkaniu z Nortonem na fb), śledziła wyniki losowania i od razu dała mi znać w wiadomości...

"czemu_nie" to nick szczęśliwca, któremu udało się wygrać te bilety. Od razu weszłam na wykop, a tam już czekała na mnie prywatna wiadomość od organizatorki losowania.

Bardzo się wtedy ucieszyłam, ale trochę przeraziła mnie myśl, że będę musiała jechać sama, że jest tylko jedno miejsce, a Łodzi nie znam (ostatnio byłam w niej mając 6 lat). Napisałam, że dam znać "jutro". Następnego dnia (czwartek 20.07.2017) sprawdziłam sobie pociągi do i z Łodzi, zobaczyłam, że są bezpośrednie połączenia, obczaiłam miejsca, które chciałabym przy okazji odwiedzić (stare miejsce zamieszkania i okolice) i dałam znać Selinie, że jadę! Nie czekałam na odpowiedź, kupiłam bilety, zaufałam jej. Jakby się okazało, że jednak Kobieta Kot mnie oszukała, miałabym po prostu wycieczkę ;-) wiadomo... byłabym zawiedziona, ale nie miałam dużo do stracenia.
Koleżance oczywiście także dałam znać.

Dla niekumatych (o co chodzi z modlącą się babcią): Moja babcia ogólnie się modli za wszystkie swoje wnuki, gdy pisałam pracę magisterską, o której już wyżej wspominałam, babcia dzwoniła do mnie i informowała mnie, że się za mnie modli. Gdy w końcu udało mi się oddać pracę i otrzymać 5, babcia powiedziała mi, że to dlatego, że się tak modliła. ;-) Oczywiście babcia wie, że jestem mądrą dziewczynką i, że to też była moja zasługa, a nie tylko modlitwy, ale tak fajnie to zabrzmiało. ;-)

Wieczorem we czwartek pojechałam do mojego akademika we Wrocławiu, by tam przenocować (bo stamtąd miałam bezpośredni pociąg do Łodzi z samego rana). Selina w międzyczasie mi odpisała, wymieniłyśmy się numerami teleonów i umówiły przed Teatrem Wielkim w Łodzi. Spakowałam się, nastawiłam budzik na 4:20 #420 #pdk i poszłam spać. Niestety, obudziłam się jakoś po 3:00 i z ekscytacji nie mogłam usnąć. Ładnie się ubrałam, uczesałam, pomalowałam i zrobiłam kanapki. Wyruszyłam na wyprawę. Tramwaj, który miał mnie zawieźć na PKP był o 6:01 (meh!). Pociąg z Wrocławia do Łodzi o 6:43, a planowo w Łodzi miałam być o 10:29. Podróż dość długa, zabrałam ze sobą książkę, którą zaczęłam niedawno czytać 💙

Czas w pociągu bardzo szybko mi minął. Gdy dojechałam do Łodzi trzasnęłam pamiątkowe foto pociągu.

I ruszyłam przed siebie (dobrze mieć GPS w telefonie).
Jak już wspominałam, Łodzi nie znałam ani trochę (mieszkałam w niej mając 6 lat i pamiętałam tylko niektóre miejsca, ale jak dojść z jednego w drugie to już nie ogarniałam wcale). Do spotkania z Edwardem miałam sporo czasu, więc postanowiłam odwiedzić moje dawne miejsce zamieszkania, przedszkole, kościół, cukiernię (to co pamiętałam jak przez mgłę). Pogoda nie ułatwiała mi zadania.

Cały czas padało, dobrze, ze zabrałam ze sobą parasol. Przed najważniejszym wydarzeniem dnia chciałam jeszcze wydrukować sobie wcześniej przygotowane foto (przesłane na maila) Edwarda, by w razie czego, gdyby była możliwość zdobycia autografu, mieć coś na czym Edward mógłby się podpisać (niestety, od razu powiem, że Norton nie rozdawał autografów 😔). Ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam, więc dojechałam na Piotrkowską w poszukiwaniu Ksera. Ciężko było mi samej, zależało mi też na czasie, więc zadzwoniłam do siostry, która mnie pokierowała do celu (bo nie mam neta w telefonie, a ludzie w tej Łodzi jacyś nieogarnięci, nic nie wiedzieli). Ksero było w jakiejś piwnicy, ogólnie wyglądało to tak jakby jedyną usługą tam było kserowanie, ale na szczęście Pan też drukował, lecz nie ogarniał jak wydrukować zdjęcia ;-) musiałam mu pomóc. Mimo tego, że Pan trochę zacofany w technologii, polecam to ksero ;-) bardzo sympatyczny i miły człowiek, nawet wyciął mi nożykiem ładną ramkę. 👍

Jeszcze takie małe #coolstory w tym kserze, jakiś chłopak przyszedł drukować swoje CV i gdy zobaczył to piękne foto Nortona, powiedział, że był wolontariuszem na tym całym festiwalu, coś tam zagadał, trochę się pośmiał ze zdjęcia i życzył powodzenia z dorwaniem Nortona 😊.

Z Piotrkowskiej udałam się na Urzędniczą (gdzie dawno temu mieszkałam i chodziłam do przedszkola). Dziwnie było zobaczyć po tylu latach te okolice, całkiem inaczej je zapamiętałam. Plac zabaw, na którym się tyle bawiłam okazał się taki... mały... do tego skasowali z niego ulubioną piaskownicę, w której baaardzo lubiłyśmy się bawić z siostrą. Znowu małe #coolstory: raz bawiłyśmy się tak fajnie, że nasza mama, która wracała ze sklepu udała, że nas nie zna. Poszła do domu po tatę i kazała mu po nas przyjść #heheszki

Mój blok, w którym mieszkałam też jakiś mały, kiedyś wydawał mi się wielkim wieżowcem.


Przedszkole, które było zaraz w parku, też zaskoczyło mnie rozmiarem. Wszystko teraz jest takie małe!

Dziwiąc się niesłychanie, ruszyłam dalej, pod jeszcze jeden blok, w którym mieszkałam (bardzo blisko Urzędniczej). Zaznaczyłam w kółeczku okna (z lewej) mojego pokoju i (z prawej) kuchni.

A tu od strony balkoneł.

Później, już niedaleko miałam do kościoła oraz cukierni, do której (chyba) co niedzielę po mszy chodziliśmy po babeczki z budyniem i mini pączki (niestety teraz już nie sprzedają tam tych cudowności).

Kolejnym moim zaskoczeniem było to, że przed kościołem było tylko 7 schodków, jak byłam mała, myślałam, że te schody są nie wiadomo jak długie i wysokie. ;-)

Odwiedziłam wszystkie miejsca, które zaplanowałam odwiedzić i miałam jeszcze trochę czasu do spotkania z Edwardem, więc pojechałam przeczekać w Manufakturze.



Godzina 16:00 (na którą zaplanowane było Masterclass z Edwardem Nortonem) powoli się zbliżała, umówiłam się z Seliną o 15:40 pod Teatrem. Przyjechałam na miejsce przed czasem, siedząc na schodach Teatru czekałam na Kobietę Kota z biletami.

Po kilku minutach zadzwoniła do mnie i pojawiła się na horyzoncie. Bardzo miła i sympatyczna dziewczyna. Dotrzymała słowa ;-) Weszłyśmy razem na salę.

Wszedł jakiś typek by rozładować napięcie i zapowiedzieć gościa wieczoru.

Niestety fotki nie są fajniej jakości, bo nie mam jakiegoś wypasionego aparatu, i w dodatku robiłam zdjęcia na największym przybliżeniu.
Wszedł ON, EDWARD NORTON!!!

Usiadł na dupie.

I rozpoczęła się rozmowa ;-) o filmach, o życiu.

Najpierw dziennikarz zadawał pytania, a później chętni ludzie z sali. Nie mogłam oderwać oczu od Edwarda 💙💙💙
Po spotkaniu ogromne brawa (ja nie klaskałam, bo chciałam nagrywać, słabo mi to wyszło, trochę potrzepałam aparatem przy wstawaniu z miejsca).


Uwielbiam jego sposób bycia.

Po spotkaniu podziękowałam bardzo Selinie za wejściówkę i pożegnałam się. Pojechałam spod Teatru znowu do Manufaktury, tym razem na obiad. Na szczęście w końcu rozjaśniło się w tej Łodzi.

Jako, że 21.07 był dniem śmieciowego żarcia, postanowaiłam go uczcić i posiłek zjadłam w McDonaldzie.

#NationalJunkFoodDay

Po napełnieniu brzuszka tym świństwem, nadszedł czas na powrót do Wrocławia. Musiałam przedostać się z Manufaktury na PKP Widzew Łódź. Trochę daleko i prawie zagubiłam się w drodze. Miałam przesiadkę z jednego tramwaju do drugiego. Mało brakowało i nie zdążyłabym na ten drugi, bo nie za bardzo wiedziałam skąd odjeżdża. Na szczęście w porę znalazłam przystanek, a raczej tramwaj z przystanku odjeżdżający... ;-)
Dojechałam.

Następnie szczęśliwie trafiłam na peron, z którego odjeżdzał pociąg do Wrocławia, a szłam naprawdę na losowo wybrany.


Dojechałam do Wrocławia zaraz po północy, wróciłam do akademika zmęczona i baaardzo śpiąca. Zasnęłam jak tylko się położyłam (to lubię!).

Bardzo się cieszę, że udała mi się ta cała wycieczka, chciałam w tym miejscu podziękować mojej koleżance, od której to wszystko się zaczęło (ciekawe czy dotrwałaś do końca i to przeczytałaś?). A co do Łodzi... to jeszcze muszę wspomnieć, że ludzie tam mieszkający wyglądaja na zmęczonych życiem, zniszczonych przez alkohol i papierosy (nawet bobasy!). W dodatku w każdym tramwaju/autobusie, którym jechałam siedziały jakieś żule.
Ciekawa jestem ilu ludzi przeczytało cały wpis, czy w ogóle komuś się chciało ;-) jeśli nie - nie szkodzi, ten wpis jest bardziej dla mnie, żebym kiedyś trafiła na niego i powspominała stare, SZALONE czasy.

PZDR.


EDIT:

Koleżanka (wyżej wspominana, od której się wszystko zaczęło) popełniła taki obrazek w odpowiedzi na mój wpis:

Moim zdaniem wygrała. XD

6 komentarzy:

  1. wszystko ładnie przedstawione, supcio wpisik, chociaż przyznam, że od Nortona wolę Avasta

    ~kry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak obejrzysz te polecane przeze mnie filmy, zmienisz zdanie ;-)

      Usuń
  2. Bardzo fajny wpis spontaniczno Isio! Najważniejsze, że spełniasz swoje małe marzenia ot tak!
    Jeśli chodzi o "szarą" Łódź polecam https://www.youtube.com/watch?v=d6ct8o8ehvk - może teraz zmienisz zdanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem Ci, że o spotkaniu z Edwardem to nawet nie marzyłam, nawet nie przyszło mi do głowy, że będzie to możliwe ;-D ale jak się dowiedziałam, że jest szansa to musiałam ją wykorzystać ;-)

      Usuń
  3. ALE SUPER PSZYGODA I DOCZYTAŁEM DO KONCA !

    OdpowiedzUsuń